- Ojciec pracował w firmie budowlanej, matka kalibrowała zapalniki artyleryjskie w domu katolickim, który zamieniono na filię fabryki zbrojeniowej - wspomina Zenon Owoc. - Z kolei brat dostał nakaz pracy w sklepie odzieżowym Habernickla. Niemiec dał muna święta nowe ubranie. Będąc listonoszem jeszcze w pierwsze święto doręczałem kartki świąteczne. Te zaadresowane do Polaków zawierały już radośniejsze życzenia od rodaków przebywających na przymusowych robotach w Niemczech, w obozach jenieckich i krewnych z kraju. Niemcom dostarczałem listy mniej radosne. O śmierci męża, syna poległych na froncie, o śmierci krewnych w nalotach o zaginionych.
Przed świętami w Zbąszyniu zakończono prace związane z budową rowów strzeleckich, przeciwpancernych, zasieków z drutów kolczastych przygotowujących miasto do obrony przed spodziewaną radziecką ofensywą. W obliczu zbliżającej się klęski stosunki między Polakami a Niemcami uległy polepszeniu.
- Już w 1943 roku skończyło się kłanianie im na ulicach – dodaje Z. Owoc. – Również poprawiła się obsługa Polaków w sklepach. Osobiście to odczułem, gdy przed świętami zacząłem otrzymywać większe napiwki z przekazów pieniężnych. Sklepikarze niemieccy kładli mi do torby mąkę, cukier lub kaszankę. Pojawiła się możliwość uzyskania niemieckich kartek żywnościowych dla Leistungpole (aktywnie pracujący Polak). Było to coś pośredniego między VD a Polakiem. Byli tacy, którzy przystali na ten przywilej. Nas z ojcem też namawiali, jednak bez skutku. Na święta mogli dokonywać zakupów bez kolejek licząc na podwójne racje. Pozostali Polacy po swoje głodowe racje wyczekiwali w długich kolejkach. Na tydzień przysługiwało 1,5 kg chleba, 125 gr masła, zamienianego często na olej lub margarynę, parę gramów marmolady dla pracujących. Jednak braki aprowizacyjne nie stanowiły bariery do zgromadzenia choćby części świątecznych produktów. Pełni nadziei rodacy uruchomili swoje inicjatywy, by szóste okupacyjne święta były radośniejsze. Latem zbierano kłosy, które młócono domowym sposobem przy pomocy koła rowerowego. Gromadzono kolby kukurydzy, którą mielono w młynkach od kawy. Z powstałej mąki pieczono placki z marchwią. Jabłka zawsze gdzieś były. Olej lniany pokątnie produkowano, podobnie jak nieśmiertelny bimber. Ryby pozyskiwano od Polaków pracujących u rybaków Glaubicha i Leszczyńskiego. Niezbędne na stole wigilijnym „makiołki” robiono z maku uprawianego na przydomowych ogródkach. Co odważniejsi „kombinowali” choinkę z lasu, większość zadowala się gałązkami świerku lub sosny z świeczką przyozdobioną przedwojenną bombką.
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?