Nowy Tomyśl: Trwa walka w sądzie
- Mamy nadzieję, że dziś znów nie będzie odroczenia jak ostatnim razem - mówili tuż przed wejściem na salę sądową poszkodowani. - Te panie powinny zostać obciążone naszymi kosztami dojazdu - dodali. Ich uwagi wzięły się stąd,że podczas poprzedniej rozprawy sędzia Marcin Grabowski, ze względu na brak jednej z oskarżonych, wyznaczył kolejny termin. Już wtedy niezadowolenie poszkodowanych było wielkie. - Najpierw straciliśmy pieniądze, teraz kradną nam czas - narzekali wówczas.
W ubiegły czwartek obie oskarżone - Małgorzata H. i Karolina K. w sądzie się pojawiły. Choć salę na tę rozprawę zarezerwowano na pięć godzin, posiedzenie zakończyło się już po półtorej. Dlatego, że jedna z oskarżonych - Karolina K. odmówiła składania wyjaśnień i odpowiadania zarówno na pytania sądu, jak i oskarżycieli posiłkowych, w roli których występuje część poszkodowanych. Wcześniej Karolina K. po raz kolejny nie przyznała się do stawianych jej zarzutów a w związku z faktem, że sąd odrzucił jej wniosek o przydzielenie obrońcy z urzędu, postanowiła sama reprezentować swoje interesy w sądzie.
O wiele więcej do powiedzenia miała Małgorzata H., która podczas czwartkowej rozprawy złożyła kilka wyjaśnień do wcześniejszych swoich zeznań. Poinformowała m.in., że w opalenickim lokalu znajdowały się dwie odrębne działalności gospodarcze. Jedna związana była z obsługą pożyczkową, druga zaś z poborem opłat za media, tj. gaz, wodę, czy prąd. Zaznaczyła, że firmy miały dwie odrębne pieczątki oraz dwa numery telefonów. Jednak na pytanie sądu, czy w opalenickim lokalu wisiała wyraźna informacja, że znajdują się tu dwie różne działalności, odpowiedziała, że takowej nie było. Dodała jednak, że to pracownica - czyli w tym przypadku druga z oskarżonych kobiet - Karolina K. - miała informować klientów o tym fakcie. Małgorzata H. nie potrafiła jednak potwierdzić, czy pracownica czyniła tak czy nie. Dodała również, że o oszustwie dowiedziała się, gdy zarówno jej jak i Karolinie K. postawiono zarzuty. Oświadczyła, że ze sprawą nie ma nic wspólnego. Powiedziała także, że w sierpniu 2013 roku. zgłaszała na nowotomyską policję możliwe nieprawidłowości w swoim opalenickim punkcie, nie miała jednak żadnych dokumentów potwierdzających ten fakt.
W czwartek już nic więcej nowego nie wypłynęło. Sędzia M. Grabowski wyznaczył terminy kolejnych rozpraw, podczas których przesłuchiwani będą świadkowie. Zważywszy na fakt, że jest ich blisko 180, w tym sądowy biegły, a także, że proces sądowy odbywać się może tylko w czwartki na dużej sali nowotomyskiego sądu, bo na mniejszej nie zmieściliby się wszyscy sprawą zainteresowani, a do dużej jest dostęp wyłącznie w czwartki, proces może trwać jeszcze kilkanaście miesięcy. Tak przynajmniej twierdzą poszkodowani i załamują ręce:
- To się w tym roku nie skończy, teraz już to wiem na pewno. Teraz te kobiety tylko grają na czas. Cierpliwości mamy już coraz mniej. Najważniejsze jest jednak, żebyśmy wygrali, odzyskali pieniądze i przede wszystkim spokój, bo to wszystko jest bardzo męczące i wyczerpujące. To jest jakiś koszmar dla nas wszystkich - mówili nam tuż po rozprawie.
Przypomnijmy, że afera wyszła na jaw w 2013r., kiedy ludzie zaczęli otrzymywać od Kasy Stefczyka monity o zaległościach w spłacie rat. Wówczas okazało sie, że choć wielu z nich gotówką spłaciło już całość zobowiązań w placówce w Opalenicy to ich pieniądze wcale do Kasy Stefczyka nie trafiły. Poszkodowani wobec Kasy wciąż byli zatem dłużnikami i mieli drugi raz spłacić raty. Wskutek medialnego szumy, Kasa wstrzymała egzekucje należności do czasu rozstrzygnięcia w sądzie. Do sprawy wrócimy w lipcu.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?