Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Iza Lach na Spring Break: Uprzedziłam Snoop Dogga, że jestem uparta [ROZMOWA, ZDJĘCIA]

Kamil Babacz
Iza Lach wystąpiła pierwszego dnia festiwalu Spring Break 2015 na Scenie na Piętrze
Iza Lach wystąpiła pierwszego dnia festiwalu Spring Break 2015 na Scenie na Piętrze Waldemar Wylegalski
Pierwszego dnia festiwalu Spring Break Iza Lach dała rewelacyjny koncert na Scenie na Piętrze. Świeżo po występie udzieliła nam wywiadu, w którym przyznaje się do tego, że choć praca ze Snoop Doggiem wywróciła jej życie do góry nogami, poczuła, że nowy album musi od początku do końca nagrać bez niczyjej pomocy.

Spring Break to festiwal, na którym prezentują się przede wszystkim debiutujący artyści. Ciebie trudno nazwać debiutantką. A jednak spotkałem się z dość dziwaczną opinią, że twój ostatni album – „Painkiller” – jest Twoim debiutem. Myślisz o nim choć trochę w ten sposób?

Iza Lach: Wydałam tę płytę we własnej wytwórni – nagrałam, wyprodukowałam, wydrukowałam, sama dystrybuowałam przez Bandcamp i na koncertach. Pod tym względem to debiut, ale to sprawa techniczna. Nie myślę o „Painkiller” jak o debiucie, chociaż mówi się, że każda nowa płyta, jeżeli jesteś artystą, który się rozwija, powinna w jakiś stopniu być debiutancka. Musi być lepsza od poprzedniej, inna, bo się zmieniasz, rozwijasz. Za każdym razem to nowe otwarcie.

ZOBACZ TAKŻE: Spring Break 2015: Zobacz, jak było pierwszego dnia festiwalu! [ZDJĘCIA]

„Painkiller” był dla mnie przełomem w tym sensie, że po całej aferze ze Snoop Doggiem i tym, że przez pewien czas ludzie łączyli mnie tylko z nim, po raz pierwszy od dwóch lat usiadłam sama do pisania swoich piosenek, sama jest skomponowałam i wyprodukowałam. To moja osobista wypowiedź, której mi bardzo brakowało.

Bardzo wiele nauczyłam się pracując ze Snoopem i bardzo to doceniam. Jako artysta jestem chyba jednak w jakiś sposób egocentryczna. Potrzebuję samotności - tego żeby dzieło wychodziło spod moich rąk. Cieszę się też, że się nie skusiłam i nie zaprosiłam na płytę Snoop Dogga. To by było zbyt oczywiste. On cały czas słuchał piosenek, przesyłałam mu je. Fajnie, że rozumiał, dlaczego robię to sama. Słuchałam jego rad, ale to jednak w pełni mój projekt.

Spring Break 2015 na Poznań Naszemiasto.pl

To trochę brzmi, jakbyś miała potrzebę się odciąć.

Iza Lach: Mówiąc szczerze, w jakimś stopniu tak było. To wszystko odbyło się bardzo nagle. Dla mnie całe tempo tego zdarzenia, rozgłos, wycieczki do Stanów, wizyty Snoopa w Polsce - trochę mi to zamieszało w głowie. Nie odbiło mi, ale na pewno trudno było mi się odnaleźć. Potrzebowałam wyciszenia, skupienia się, wrócenia do swoich korzeni – tworzenia we własnym domu, tak jak zawsze to robiłam. Nie mówię, że byłam jakąś zagubioną artystką, a dopiero na „Painkiller” się odnalazłam. Ale uporządkowałam sobie to wszystko, co się wydarzyło. Ten oddech był mi potrzebny. Od kiedy zaczęłam pisać, zawsze powtarzałam, że lubię to, że jestem niezależna, uparta i idę swoją drogą. Przez te trzy lata wszystko działo się bardzo szybko i nie wiedziałam, w którą stronę iść.

W pewnym momencie można się było wręcz pogubić w urodzaju twojej twórczości. Co chwilę publikowaliście nowe utwory, mixtape'y. Poczułaś, że trzeba to ogarnąć, ubrać w konkretną albumową formę?

Iza Lach: Tak. Ostatnio w ogóle nie wypuszczam nowych piosenek. W ciągu 1,5 roku wyszły trzy mixtape'y, jakieś dziesięć piosenek na Soundcloudzie i inne różne rzeczy. Ja sama nie do końca jestem w stanie się w tym odnaleźć. Myślę, że gdybyś mnie zapytał teraz o to, jakie są moje ulubione piosenki na mixtape'ach, to mogłabym mieć problem z przypomnieniem sobie, które na jakich są. Zrobiłam ponad sto utworów ze Snoopem. On jest bardzo spontanicznym człowiekiem, więc gdy któregoś dnia po prostu zadzwonił i powiedział - „Robimy mixtape z piosenek, które mamy i go wydajemy”, to to zrobiliśmy. Ostatni z nich, „Flower In The Jungle”, był chyba najbardziej przemyślany, ale i tak czułam, że to nie to.

Lubię albumy konceptualne. Lubię przez jakiś czas tworzyć rzeczy, które są pewną całością. Ten pęd pracy zupełnie mnie tego pozbawił. Każda piosenka była inna, każdy beat był nową historią, każda produkcja była w innym stylu. To doprowadziło do tego, że ludzie nie wiedzieli, o co chodzi. Ja sama nie wiedziałam, o co chodzi. A „Painkiller” – tak samo jak „Krzyk” i „Już czas” – to podsumowanie pewnego okresu. Jest książką, którą się czyta od początku do końca. Taką mam przynajmniej nadzieję.

Ta cała przygoda ze Snoop Doggiem była dla ciebie faktycznie tylko przygodą, czy wierzyłaś w to, że dzięki niemu staniesz się światową gwiazdą?

Iza Lach: Absolutnie nigdy nie myślałam, że skoro Snoop pojawił się w moim życiu, to teraz będę gwiazdą. Musiałabym zacząć uczyć się tańczyć, wynająć trenera, stylistę i tak dalej, bo tak wygląda ten świat. Podczas pierwszej rozmowy ze Snoopem uprzedziłam go, że jestem uparta i że muzyka jest dla mnie najważniejsza. Będę szczęśliwa, dopóki moja kariera będzie się opierać na muzyce. On to zrozumiał i wiedział, że chcę się rozwijać jako producent i kompozytor, a nie na siłę pchać się przed kamery.

Oczywiście niemal każdy robi muzykę po to, by jak najwięcej ludzi jej słuchało. Każdy artysta marzy o tłumach. Byłoby kłamstwem, gdybym powiedziała, że tak nie jest. Ale nie za wszelką cenę. Nie pozwolę nikomu obrać mnie ze skóry i wstawić w nową, tylko po to, żebym śpiewała na stadionie. Wierzę, że to się kiedyś stanie, ale w swoim czasie. Wierzę, że kiedy wyjdę na ten stadion, to będę wiedziała, że ludzie przyszli słuchać mojej muzyki i mogę dać z siebie sto procent, będąc szczerą. Na tym mi bardzo zależy.

„Painkiller” podsumowuje twój skręt w kierunku r&b, ale zagrałaś właśnie bardzo zaskakujący koncert – to pianino było nadrzędne nad beatami i dźwiękami z komputera. Dlatego chcę się zapytać, czy niezależnie od tego, w jakim gatunku tworzysz, zaczynasz komponowanie przy pianinie?

Iza Lach: Tak. Zdarza się tak, że piosenki przychodzą mi po prostu do głowy, ale nawet jeśli mam już na nie pomysł, siadam do pianina i dłubię. Cały proces pracy nad piosenkami zaczyna się od pianina, nawet jeśli w końcu nie ma go w utworze.

Brian Wilson lubi odpowiadać jednym słowem na zadawane mu pytania. Ostatnio zadano mu właśnie takie, na które właśnie tak można odpowiedzieć - czy jest taki akord, od którego zawsze zaczynasz, kiedy siadasz przy pianinie i chcesz napisać piosenkę? Jak jest w twoim przypadku?

Iza Lach: Tak, jest coś takiego! G-moll. Mam w głowie taką tabelkę akordów, od których absolutnie nie wolno mi zaczynać piosenek – przynajmniej przez pewien czas. Teraz jest to g-moll. Kiedy już „wejdę” w jakiś akord, to obojętnie od tego, co mi przyjdzie do głowy, każda piosenka zaczyna się od tego właśnie akordu. Potem gramy na próbach i okazuje się, że nie możemy przecież zacząć czterech piosenek pod rząd jednym i tym samym akordem. Na razie g-moll jest totalnie zabroniony. No i nie udało mi się odpowiedzieć jednym zdaniem!

Jestem pod wrażeniem Twojego rozwoju jako wokalistki – to, co pokazałaś na Scenie na Piętrze było niesamowite. Czujesz, że dojrzałaś wokalnie?

Iza Lach: Bardzo. Gdyby Snoop się nie pojawił w moim życiu, to myślę, że zajęłoby mi dużo więcej czasu dojście do miejsca, w którym jestem teraz. To, że tworzyliśmy po dwie piosenki dziennie przez kilka tygodni, pozwoliło mi poznać swój głos. Polskie piosenki nie dawały mi takiej szansy. Ten pęd komponowania mnie inspirował – słyszałam melodię i myślałam, że tego nie zaśpiewam, ale próbowałam. Odkryłam nowe barwy, sposoby, tonacje, triki. Pewnie jakiś trener wokalny powiedziałby, że brakuje mi oddechu, że nie dokańczam, ale to ciągła praca. Dla mnie w tej niedoskonałości jest jakiś urok. Lubię bawić się głosem, lubię to, że czasem mi nie wyjdzie. Dzięki temu nie nudzę się, śpiewając cały czas tak samo.

„Futro” to wciąż mój ulubiony utwór twojego autorstwa, ale myślę, że „Black Paint” to świetny numer pełen dziwnej, wciągającej energii. Dlatego, na sam koniec tej rozmowy, chcę się zapytać, jak powstał?

Iza Lach: To znowu pewnie będzie długa odpowiedź, bardzo przepraszam (śmiech). Ta piosenka, cała fraza „I'm gonna paint your name black”, przyszła mi do głowy, gdy myłam zęby wieczorem. Zaczęłam śpiewać w głowie. Czasem jest tak, że powoli buduję całą wizję piosenki, stopniowo dochodzę do tego, jak powinna brzmieć produkcja. Kilka razy się jednak zdarzyło, że było inaczej. Tak było przy „Black Paint ” i właśnie przy „Futrze”! Od razu słyszałam każdy instrument, każdą warstwę, wiedziałam, jak to ma wyglądać od początku do końca. Poszło bardzo szybko. Miałam wizję, usiadłam do komputera i zaczęłam dłubać... Miałam dużą frajdę robiąc tę piosenkę. Wymyśliłam, że jest o tym, że masz już dość i chcesz pokazać, kim jesteś.

Wielkie dzięki za rozmowę!

Iza Lach: To już? Zdałam?

Na szóstkę!

Spring Break 2015 na Poznań Naszemiasto.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto